Dwadzieścia lat temu do Siedlec ciągnęły tłumy. 10 czerwca 1999 roku miasto odwiedził papież Jan Paweł II. W mszy na siedleckich Błoniach uczestniczyło prawie pół miliona ludzi. Dla wielu było to jedno z największych przeżyć w życiu.

9 czerwca w niedzielę diecezja siedlecka będzie świętowała 20. rocznicę pobytu Jana Pawła II w Siedlcach. Mszę w katedrze odprawi kardynał Stanisław Dziwisz, który 20 lat temu towarzyszył papieżowi podczas wizyty w Siedlcach.

Dwadzieścia lat temu Adam Krasuski był strażakiem w siedleckiej komendzie... <czytaj więcej>

STRAŻAK NA POSTERUNKU

Dwadzieścia lat temu Adam Krasuski był strażakiem w siedleckiej komendzie. Wiedział, że tego dnia będzie miał służbę, jak setki strażaków ściągniętych z całego regionu. Udało mu się uzyskać zgodę komendanta na robienie zdjęć z wizyty papieża. Wszyscy strażacy zostali skoszarowani w komendzie przy ulicy Czerwonego Krzyża. 10 czerwca o godz. 4:00 dotarli na Błonia siedleckie, gdzie miała być odprawiana msza. Oni mieli być zabezpieczeniem medycznym dla pielgrzymów. Podzielono ich na dwójki, dano torby medyczne. On miał jeszcze torbę z dwoma aparatami fotograficznymi.

Na Błoniach wszyscy czekali na przylot papieża. Wylądowały trzy śmigłowce. Nikt oprócz ochrony nie wiedział, w którym jest papież. Był w tym, który wylądował ostatni. Adam sfotografował moment, gdy Jan Paweł II wysiadał ze śmigłowca. Najbliżej papieża był w trakcie jego przejazdu po Błoniach. Wtedy udało mu się zrobić jedno z najlepszych zdjęć. Znajdował się również w strefie „0” tuż przed ołtarzem. Dalej wszedł już tylko osobisty fotograf papieża, który jeździł z nim wszędzie. – To było jedno z największych przeżyć w moim życiu – przyznaje Adam.

Siedleccy strażacy wzbudzili również popłoch wśród funkcjonariuszy Biura Ochrony Rządu ochraniających wówczas papieża. Jeden ze strażaków miał asekurować w strażackim koszu na drabinie operatora telewizji, który filmował całość z góry. Na nazwisko miał Karabin.

– Patrzcie, znowu Karabin na drabinie – komentowali strażacy między sobą. Dopiero po chwili wyłowili zdziwione spojrzenia funkcjonariuszy BOR, którzy już zrywali się do interwencji.

– Na szczęście udało im się wytłumaczyć tę sytuację – śmieje się Adam.

/za Justyną Janusz, Tygodnik Siedlecki

fot. Adam Krasuski